Zdałem sobie dziś sprawę z czegoś niesamowitego. Nie znam jeszcze tylko przyczyny tego stanu rzeczy. Możliwości są dwie: olej lub wiek.
Jechałem dziś samochodem (co nie jestem niczym nadzwyczajnym bo jeżdżę codziennie, a często pokonuje dystanse jak warszawski taksówkarz) i zauważyłem, że jadę nadzwyczaj spokojnie. Nie żebym notorycznie łamał przepisy, ale kierowcy jeżdżący po Warszawie znają pewnie to uczucie: road rage.
Całkiem niedawno miałem tak, że nie musiałem rano pić kawy, bo mi tę kawę zastępowała poranna przejażdżka samochodem i jeden maks dwóch kierowców, którzy prawo jazdy kupili, ukradli lub po prostu nie mieli bo nie wierzę, że można jeździć tak źle i zdać egzamin.
Nienawidziłem tego uczucia, ale wystarczyło że włączyłem się do ruchu i jakby ktoś mi zastrzyk z adrenaliny zrobił.
Dziś natomiast jadąc moim wysłużonym już sportowym czerwonym samochodem w ogóle nie miałem potrzeby jechania szybciej niż 50 km/h (a tam gdzie mogłem to 60 i 80).
Chcesz mnie wyprzedzić? Proszę bardzo. Chcesz wjechać przede mnie? Proszę bardzo. Spieszysz się? Pędź. A ja się będę proszę państwa delektował.
Jechałem na spotkanie. Wyjechałem odpowiednio wcześniej, z drugiej strony zawsze wyjeżdżam z wyprzedzeniem, żeby się nie spóźnić, bo spóźniania się nie cierpię. I dojechałem spokojnie, 20 minut przed czasem, poszukałem miejsca do zaparkowania, zrobiłem sobie spacer i dotarłem na miejsce w odpowiednim momencie.
Jechałem też wcześniej rano (częściowo w korku) i wieczorem. I to samo. I kiedy zacząłem o tym myśleć, zdałem sobie sprawę, że to już trwa kilka dni.
Pierwsza myśl – całkiem niedawno dolałem oleju. Samochód zadowolony z nowego napoju zaczął przyjemnie mruczeć niczym kot (a kot jak mruczy to mamy do czynienia z falami alpha) to i ja się uspokoiłem.
Druga myśl była taka, że może ja się już nie spieszę? Że taka mądrość przychodzi z wiekiem i ja ten wiek właśnie osiągam. Nie chodzi oczywiście tylko o pośpiech na drodze, ale w ogóle. Możliwe, że to dlatego że właśnie mija rok w czasie którego zupełnie zmieniłem styl pracy, co mocno wpłynęło na moje życie i postrzeganie wielu spraw. Napisałem wielu? Wszystkiego. (Napiszę o tym wkrótce).
Bez względu jednak na powód takiego stanu rzeczy, poczułem się dziś ze sobą bardzo dobrze.
To jeszcze nie jest zen, ale jestem na dobrej drodze.